poniedziałek, 4 września 2017

(


Danie dnia, danie każdej nocy, stres w pięciu smakach z ryżem al dente, zimnym jak widok z kuchennego okna; trzy smaki: uciekania, trwania i powrotu, rozcierane na wewnętrznej stronie rzęs,
odliczanie do startu, do lądowania, do odpowiednio zadanego pytania. Cisza, szelest paszportu z prawej, z lewej strony stukot walizki rozsypanej w korytarzu. Powietrznie nie mieszczę się już nawet w rząd od okna, zmokłam namiastką deszczu nad miastem Braku. Teraz: Kraków; stół prosektoryjny przemieszany z półuśmiechem wydłużonej kolejki plastkowych krzeseł, niebies/kości, niebiesko i jesień. Siadamy do stołu, pusto tu i brak. Na karku mam już tylko głowę, nikt nie woła, nikt nie zbiera zabawek z podłogi. O własnych siłach, na własnych nogach, siłami natury, przypływ, prosto w księżyc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz