środa, 13 lutego 2019

La Fève.


Pod grubą warstwą skóry zimują (z wyso)kości spadające w wiatr(,) w(,) oczy-wiście, charakterystyczny dla siebie sposób, chmury, (o)płatkami, nie przebiera(m się) w słowach. Jak rękawiczki, dawno roz/łączone lapis lazuli łapię światło, które tuli(pany) przy ołtarzu więdną. Smutna dekoracja, z perspektywy fal w ostatniej ławce wpada w oko przez przerwy w ścianie. Korekta, katarakta. Bez przerwy to i-granie, ekwilibry-styka, blisko(ść). Byle do przerwy. Później odliczanie kroków odstanych w korkach, słów wspak, całe lawiny niezręczności. Znowu kości, skóra i wióry, w ogóle wiele zgrubień i takie rozproszenie, któremu nie pomoże żaden pryzmat.
Złap mnie za rękę i nie puszcz,aj
korona boli.