poniedziałek, 27 lutego 2012

Un ravier.

Wahania płynnie przemieniane w drganie, drżenie, w ułożenie własnych słów na cudzych wargach, na nici biegnącej spiesznie ku skłębionemu niebu, co rozpuściło się w warkoczach mętnej wody, w chłodnych znakach interpunkcyjnie brakującego czasu, w ciepłych rzęsach, aż do świtań, do powitań, pożegnania, gnania, gna, na, a...
...w kadrze zatrzymałam na niespieszną chwilę, światła tylko, aż, tyle, by z K. By w grynszpanie.

sobota, 25 lutego 2012

Le taux.

Astygmatycznie stygną, gnają i giną st(at)yczne do zobaczeń wytycz(o)ne, w dłonie włożone, w końce rzęs, tuż za niewyspanie, za nad ranem poranione u sufitu prześwity dnienia, za westchnienia, za chwilę oddałabym w pół drogi, w ćwierci wiosny.
Garść domowych opowieści w przed(sionku nie)pokoju, poniewczasie, choć o. Choć z K.

niedziela, 19 lutego 2012

Le bourdonnement.

Odmiennie, inaczej, zyskuję czy s.tracę, zwłaszcza, że wiosna, a snu niewiele, a deszczowe niedziele dzielą się mnożąc godzinami ku nieskończoności, ku za dość czynieniu, im więcej stopni, tym topnieją westchnienia; rannie suchą stopą, kruchym mostem z półsłów, sów szelest śród gałęzi, od środy, liczę wschody od południa, od grudnia zawisłam nad Wisłą, ubrana w krawędzie, błękit, i grynszpanowe pojęcie z pogranicza (nie)świadomości.
W słońcach utopione wiadomości styczniowe, o połowach, połowie, rozlane między dywanem, a ścianą. Na nogi, od stóp wstaną, niestałością zastaną zostaną, wraz z K.

piątek, 17 lutego 2012

Le flétrissement.

Mam kruche krawędzie.Szafirowe. P.odejmuję w braku decyzji niejedną ro.zmowę. Podejmuję się, poza siebie, poza gra.nic.e. I nic. I liczę, tykanie wskazówek. Rozpoznać już umiem, już czuję się dostatecznie nienajlepiej by ulepić most nad rzeką czasu, co się nie dokonał. Na ba.lustra.dzie, na balkonach zupełnie mnie już nie ma. Blaknięcie, czy jedynie zatracanie barw, niedobory słońca, do końca z K.

wtorek, 14 lutego 2012

L'égard.

Przenikanie niezapalonych świateł i obłąkanych przestrzeni, łez na krawędzi do połowów zdatnych szklanek, do cna przetartych bruzd głębokich niczym talerze ponad kuchennym blatem . Zatem, co prawda, co dnia do dna rzędem cyfr sprowadzone, we właściwą stronę rozproszone, te liczebne niemożebnie, te nieliczne.
W kąt rzucone wytyczne styczne do kół, do okrętów na zabliźnionej mieliźnie osadzonych.
Resztkami sił, ostatkiem światła, we wszystkie strony z K.

sobota, 11 lutego 2012

Le brouillard.

Bez (i) senność, nawlekana niespiesznie na kolejne godziny, na koleje minutowych mgnień księżyca z pogranicza nocy i bezczasu, na krawędzi świadomości i lasu, przybiera mnogość odcieni, przymierza się do zachodu, którego, zwłaszcza około północy, szkoda niezupełnie, zupełnie nie szkoda... Rozsmakowałam się w zachodach, tych, cierpkich, czy gorzkich, przygryzanych pod językiem, zaciskaniem warg, bez skarg.
Usta.nie... Zatapianie w szarościach, z na włościach M.

środa, 8 lutego 2012

L'infarctus .

Zmęczenie opanowało miejsc zamianę, miejsca do cna (za)nie(po)znane, o cal od ocalenia m(ij)ają nieistnienia po kolei, po kolejowych torach; Księżyc przegląda się w mglistych wieczorach, we wzorach wyprowadzanych z kieszeni płaszcza, zwłaszcza, że zima związana prawymi oczkami szalika z wiosną, która nim się pojawia, znika, lewą stroną chodnika wypadła z rękawiczki.
Wspaniała M., wykradziona, wspaniałym niemniej, niejednokrotnie przewrotnie czyniącym kradzieże eM., eR.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Un givre.

Zawracania, im wnikliwiej nie wolno, (u)lecz szybko, byle ulecieć, zgasić, zasnąć pod zasłoną światłem oszronioną, skroplonym chłodno cierpkim słowem, do wnętrza połowę, połowy bez serc, bez ci(śni)enia celnego wyrzutu obcych sumień.
Nie umie.my, uczyłyśmy wzajem, odległe morza, bliskie kraje, w okamgnieniu rozdarcia między szybowaniem a dotknięciem lądu, roz-stopów rozdarciem, zatarciem grani.c(z)y... Z Z.

sobota, 4 lutego 2012

La tessiture.

Po.wstanie, nim opadną powzięte, wcześniej, niż zapóźnią zajęte, nim zabarwią blado najzupełniej transparentne, skrzętnie przechowywane w kieszeni chłodnego płaszcza, płaszczącego się od podszewki po sploty szalika, z norweskich ram zieloniebieskich wprost, w poprzek spomiędzy zamarzniętych szaro.rzek. I przenika, niezmiennie, nieziemsko, podnieb(ien)nie, pod stoły wkładając na poły plany za.wziętych stolic, w ćwierci przemarznięte lica.
Czas nawlekany histerycznie między palce, między labirynty niepoznanych ulic za sprawą, towarzyszeniem, zimnozimowym (wes)tchnieniem Z.

czwartek, 2 lutego 2012

Les racines.

Zapętlanie, od ściany do ścięcia przejęcia w wychłodzone dłonie, w ulice roziskrzone bladym niebem. Przycinanie poskładanych zdań wprost w równoważniki, wyprowadzając za rękę z równowagi, poświęcając ostatki uwagi przymarzającej do równoleżników plątaninie rzęs. Południkami północ znaczona, upadła w powziętych nieboskłonach.
Styczniowe rozmrożenia, odgania.nie-istnienia przy Flawii.