sobota, 26 października 2013

Le frein.


Zapaść, zawrót, zawrotna prędkość implikująca spóźnie,niespotykane wręcz okoliczności. Na drugą stronę przekręcić zamki(em) klucz, już późno, wystarczy wzdłuż tarczy ułożyć wytarte frazy, przecierane oczy, których otwieranie otwarcie znaczy w(spół)czesny renesans, inicjacje (od)rodzenia, od rdzenia (radze.nie-sobie), który zatacza krę.ginące, który rezonuje wprowadzając w drżenia dążenia do kontras.t(ł)u(m) a teraz Gołębia zgłębiana od parzystej strony, paląca końce palców dłoni głębia ostrości, którą tracę, z której wypadam,
blado.ść

czwartek, 24 października 2013

L'aveugle.

Uk-ład okresowy, (bezkre)sny. Szelestna pełnia, i z.nów, żelazo, ot, bezbrzeżne Fe.stiwale wcale zabawne, (u)zupełni.e uświęcone, w stronę bliższą praw(g)dzie, się rozmijam. Kruszę z trzaskiem napowietrzone powierzchnie, które rosną, pełne palców dłoni, pełne wytartych wargumentów od ud do rzuconych kości stopni(eń) zimna, pełne ciepła (balust)rad, pustych krzeseł, o ustach okrągłych
s(to)łów, którym wyłamano blat, jestem chronicznym brakiem, chemicznym związkiem dat i utraty. Poza tym jaśnieje.sień opada za okno, traktym bardziej im bliżej do końca. Odliczanie kolejno, koleinami, aleje drzew poza nami nikną, win(n)o kofeiną, prosto w wianek z kilku szklanek, elipsa wzajemnej a.do-racji,
coraz dalej.
Nie umiem już wcale czytać miast, które mówią,
wiją i rodzą w fantomowych bólach słowa.
Płonę w stos pod sufit na słonych łąkach. Początki.


poniedziałek, 21 października 2013

L'alea.


Białe, bitewne pole kreskuję kodem tam i spowrotem nie w(y)chodzę przed szereg kręg(ł)ów za blade linie, wielo(krotno)ści pięć. Dłoń w pięść, pięścią w stół, do stu, choćby sto lat śpiewać, śpiewać, nie(ch) żyje ponad gałęzie, nie liczę, płaczę czy grzęznę szukając oparcia w krześle, zastępując drżenia ciszą, która otwiera okna i prowadzi na skraj rozpaczy, prowadzi na spacer, prowadzi długie rozmowy w cztery ściany czy wieloznaczne oczy, które nie przybrały jeszcze koloru deszczowych liści. W tej przestrzeni zaczynają się schody, uroczyście.

sobota, 12 października 2013

Un miroir.


Mapa nieba, po(d)ręczny (At)las Chmur, przewodnik odznaczający się umiarkowaną kompetencją, kilka ulic, które zabłądziły w popłochu kartkując spis ciężki od treści. Zmieściłam w okamgnieniu cały bagaż, pilnowany od kilku miesięcy, coraz więcej we mnie walizki, kruche listki ochoczo zmieniające kolor. Po wszystkim otworzę się na śnieżny splot wyliczeń, płatki bezkwietnych łodyg, dygotający kwiecień, cień dobry, wszak skończony.

Zapalenie pięciu stawów i białego Morza.





czwartek, 10 października 2013

La falaise.


Niesamowicie głośno, tak blisko, do granicy nic, niekiedy pod palcami przebi(ja się sennie)śnieg. Rośnie, a róż(n)e nakładają się na siebie, najwyraźniej, coraz ciaśniej, odchodzą. Przewodzą ciepło, smakują gorzko, płaczą. Plątają martwe języki długich sznurówek, wkraczają w wiek, który nie zna lęku, z wrodzonym, wrosłym w trywialne trwanie wdziękiem. Trawa(.) "na odległość ręki" przemienia-ją w "na odległość dłoni". Dogoni-li kilka wiosen, letnie jesienie, mieniące się ostatnim złotem, a potem chłód i szarość nie dająca za wygraną; zatraciłam, postradałam, pożyczyłam, kradnę, dotykając dnem wnętrza dłoni,
noc.

poniedziałek, 7 października 2013

Le dépôt.

Zbyt wnikliwie burzyłam, bałam się burzy, teraz służę tam, skąd(że znowu) szalenie zabawne rozrywki, o.ch,oćby Państwa(-Miasta), gra w kolory, zwłaszcza niebieski, kilka statków, (roz)rzuconych bezładnie w ocan(ie) mocnej kawy, która zapomniała mlecznego szkła szyb, szklanek, poranek wpadający w oko ostrym światłem dopiętym na ostatnie zdanie, na szeroki margines, wąski horyzont, błąd wielokrotnie powtarzany w samo sedno dn(i)a, ach, rozpłynąć i zniknąć, zapomnieć, trwać.
Stygnąć, ani drgnąć, kłusem w dyskurs, dyskusją w o jedno zdanie za daleko, lekko tak rysować rzę.sami bruk.

Z nauk pamiętam zaledwie królową. Zaułki, ciepłe, czerwone przestrzenie.

czwartek, 3 października 2013

La noyée.




 W jednej przestrzeni s.kupić Pilcha i Świetlickiego, tłuc i łudzić się wyraźnie, acz cicho, przemieniając skrzypiące drzwi do szafy, skrzypce i mdłe światło w okno na zaśnieżone i gęste pół świata. Rodzę i błądzę, zwłasza (w) słowa(ch), łatam zdania znakiem czasu, wpośród za-sług odnajduję rozstępy i odstąpienia. Latam, okazyjnie dotykam stopami zagłębień asfaltu na kształt chodnika, który wnika w tętnice, tędy nic nie zdążę powiedzieć, jedynie łapię chłód w nieżywe, acz ciekawe wnętrza dłoni. Gonisz mnie zawzięcie do ostatniej strony, obiektyw-nie najbardziej stromego hiperte(k)stu.  Tutaj przestrzeń otwarła się i-skrzy, na granicy zimy i dachłodu, burza. Na progu zaśnieżonych snów i rytualnej bezsenności, dorosłości urosłej do rangi zaklęcia, z przejęcia wypadła mi kropka średnika,
znikam, nim podniosę
głos.




środa, 2 października 2013

Une ténacité.




Sny, które rosną, ostrą krawędzią rozdzierając noc, wracają co dnia; w najdrobniejszych szczegółach odtwarzam fakturę stopni, z których spadłam, to brzemię, które niosę, odkąd zaledwie tli się we mnie emanacja świat(ł)a. Z łatwością załamuję dłonie, odmierzam jesień stopni(eni)ami zimy, w kieszeni noszę plik wyliczeń odarty z rękawiczek, nie wspominając o oczkach ciepłych swetrów, które (ch)ronią. Bezbronna tracę kolejny kwadrans w poszukiwaniu zielonego światła i kilku rzęs, które rozsypałam zapamiętując widok z Twoich okien, trącam zmarzniętą dłonią każde skrzyżowanie na którym co (się) stało,
nie odstanie.
Dorastanie do achillesowych pięt. Spętanie zapętlenie (o)pamiętanie.

wtorek, 1 października 2013

Un rachat.

Czasupływ dokumentowany cierpko, cierpliwie. Z kalendarza spadają w drżeniu ostatnie litery, przewróciłam o kilka stron za daleko to piekło, które
nie przestało. Cyfry cienkie jak głos, a całość w głębi duszy, tej, co od pewnego czasu rozkłada się ostentacyjnie na wątłym ramieniu, kruszy i odzapomina podstawowe zwroty w ulubionym języku. Ciszy towarzyszy zmiana, znana z tego, że gaśnie, właśnie w tej chwili, którą uwiliśmy starannie na granicy rany i morskiegobłędu
Można będzie opowiadać, wychodząc przez szerokie balkonowe drzwi z założenia
jasne, w noc-

na pokuszenie kruszenia z N.