czwartek, 24 marca 2022

La miette.



Z(a)łamany kontrakt wzrokowy, bez mruknięcia mijam się z celem pod pretekstem wielkiej tajemnicy, wedle której prywatne jest winne i słodkie, a publiczne rozlewa się wzdłuż kręgosłupa, polityczne wchodzi między tkanki, kręgi i ścięgna i wyje, ja rzucam szklanym okiem na oślep, żeby się nie rozdrabniać, żeby nie ulec jak rozłożona na dłoni płachta map. Często się płoszę, proszę sobie wyobrazić, razi mnie wzdłuż muru, a dalej po schodach do piwnicy, z której nic nie zostało, zgaś światło. Ześlizguję się z marca i słono kwitnę jak kamień na kamieniu, nie kiwnęłam nawet palcem, wydłubuję resztki zimy z zakamarków trawy, która się, rozentuzjazmowana, ugotowała.

Zastawiłam krzesła, stoję i układam rzęsy w długą wstęgę. Przysięgam, nie wiem ile zostanie we mnie z miejsca, w którym krusz(ej)ę.

poniedziałek, 7 marca 2022

Aléatoire.

 



Bez żadnego "ale", lecz (!)

święto jeszcze nigdy nie było tak ruchome, nie rozpychało się poza granice miast(ł)a, ponad wątłe nitki włożone między bajki fal, które się nie kończą, które nie usta(ną); dobrze, że zostawiłam sobie szeroki margines (o)błędu, że odchodzę między wierszami od zmysłów i okładek, że rozklejam się, rozpuszczam i marznę wystawiona na szeroki pas startowego braku, że pcham się pod spieczoną, cudzą skórę, że szukam na oślep, na styk w promieniu (słońca) tektonicznych płyt kładę się milcząco mrużąc oczy, które (się) k(r)uszą - należało mi się - które przerywają płytki (sen) i dławią zastrzał, dławię się prosto w półśrodki wycelowane rykoszeptem w lewe płu,cokolwiek się sta.nie, nie chwycę się rozpaczliwie zdawkowych odpowiedzi, nie odetchnę, przecież siła ciążenia jeszcze nigdy nie była tak

brzemienna w smutek wysp.