środa, 14 lutego 2024

Uniformément.




Wypielęgnowane archipelagi i rozzłoszczone wypiętrzenia, orogenezy z brązu i złota, czas pokaże nowe ery skapujące chłodno w kolejne miesiące, które piętrzą się i potęgują - ja patrzę, trudno wywnioskować z ruchu warg, nieprawda; zaparzona na rogu herbata płacze nad kimś, kogo nie poznaję. Zwyczaje odbijają się od podług i framug, nogi cierpną, zawsze brakuje miejsca na parasol i paradoksalnie właśnie wtedy czuję, że 

wcale nie koniec, raczej idealny porządek tygodni, które znów zaskakują kolejnością, wydłużony dzień wrasta w żyły, wywróżyły mi go wyjątkowo serdeczne spotkania - przyszłam i nadal nie mogę wyjść z podziwu, że można słowem oswajać obce adresy, uobecniać nici i sięgać wzrokiem, żadnego ale, jednak

mącę metodologię i gmatwam paradygmanty. Łamię słowa, łowię to, co zostało, trochę przeżuwam, a trochę się przyglądam. W takiej wodzie można tylko lustra.

Do zobaczenia.