środa, 27 czerwca 2012

L'évasion.

Pokruszyłam kalendarz, a odłamki niedomkniętych cienką klamrą dni pozostały mi na dłoniach. Palce pachną jeszcze drukiem, łzami i wiatrem; przypadkiem ocaliłam od cie(r)ni zagięte rogi granicznych ulic, wyprostowane lata zimnień; chorobliwie się ostatnio roztkliwiam, tkwię po (o)płatki uszu w herbatach, które wyłącznie stygną.
a Ła
będzie co
raz.
Nieraz.
Gna.ją ptasi trzepot.
Samo-tnie, samo(nie)dzielnie, podzielnie przez po-moce M.

czwartek, 21 czerwca 2012

L'entretien.

Siódma czterdzieści jeden, siódme nieba, czy rzeki, głębokie niczym oddechy; sen płytszy od tej strony lustra, która okazjonalnie przysycha. Z Tego Wszystkiego odzyskałam słowa; połowa osiadła kruchą, transparentną warstwą na balustradzie, pozostałe ćwierci w kulminacji niechęci wyrwałam spod obcych adresów, gorzkich okładek. Samoloty ulatują nisko, kostnieją jasne wieczory, nadgryzając noce, bliskie i obce, bo ranione w poranki lekką od zaimków ręką.
Z wdziękiem i bez dźwięku ubiegając błyskawic(zn)e odcienie burz(enia).
Onirycznością W.


wtorek, 5 czerwca 2012

Un milieux.

Spacerujemy po wewnętrznych stronach własnych dłoni, po sennych okładkach wzmożonego deszczem nakładu rozkładających się bez skargi informacji. W biegu na tramwaj zatraciliśmy resztki racji, choćby była absolutnie nieświęta.
Więcej grzechów nie pamiętam.
Za wszystkie serdecznie dziękuję, dziękuję do znudzenia otwierając okno, na coraz wyższe etapy wtajemniczeń.
Tak (zaimek zwrotny) kadruje. Jak się nie ma co się lubi.
A lubi się zazwyczaj brak.