środa, 27 stycznia 2021

L'aube.

 




Zima na ramiona, a wiosna spod powiek, kolejne lato, oddech, dzień wydłuża interwały umacniające tę rzekę, która wzbiera. Kolekcjonuję odpryski z piskiem ścian i z dymem pożar,uwierzysz? Jeszcze nie miałam odwagi, żeby zabrać głos, jeszcze uporczywie milczę, wyliczając na palcach u stóp stopień rozedrgania. Dogania mnie tęsknota, doigrałam się w samo po(łu)dnie, przemierzam niepokój nocą po przekątnej, coraz chłodniej, choć śnieg roztapia się na końcach (rzęs). Przez okno nie zaprzeczę, ledwie widać zapalone światło - niebieskie. Grzecznie czekam bezkontaktowo psując krew i wzrok. Mrok rozrzedza mnie od środka, obiecałam spotka(m)nie, dotrzymuję kroku, a słowo

ciałem, marniejącym nagle na cudzych oczach, pod ostrzem i w soczewce otulonej ciasno osoczem. Na własne, na dobre, nareszcie płynie, stale.

sobota, 2 stycznia 2021

Estival.



 To nie kwestia tkliwej techniki, lecz kwestia decyzji, szacowania pełnego atencji i precyzji, której bliżej do.mu niż kiedykolwiek sobie wy/śniłam. Nie sądziłam, ba, nie przypuszczałam, a teraz bez krwi i z jedną rzęsą przekrzywioną ku czerwieni drążę morze tuż obok, zaginam.rok, by móc przespacerować za róg bez mrugnięcia krokiem, który zdradza podekscytowanie. F,ale wcale nie, nic mnie już nie po/r.uszyć ciepły pła(sz)cz i jeszcze może pół rękawiczki na zamarza(m)nie, a klucze pod taflą obijają się o szkliwo wypalone w dwu.stu spacerach. Nie ma(r/sz/cz) nocy, czasem tylko wracają do mnie ciepłe słońca wysokich lotów i wyskoki w zapach świeżo wyciskanego zł(ot)a. Kto po mnie posprząta? Wąskie ulice i trwanie, srebro sączące się z nic(e)i ku zach(ł)odowi, a dziś zwłaszcza plaża, za nic nie wyblaknę na samym środku niespokojnego oceanu. Bardziej niż jaśniej, bliżej niż ktokolwiek
i długo. Albo wyblakłe, albo odlegle

pa(dłam). Biegnę.