wtorek, 12 marca 2019

Un fatras.


Niewiele zostało z tego ciała, które chciało podporządkować się żołnierskiemu stylowi prze-życia. Do ukrycia mam już tylko twarz w dłoniach, pękających i zimnych,  rozproszonych jak (od)p(r)ysk echa pod ch(ł)odnikiem. Idzie wiosna w oficerkach i w czystej pościeli obrócona w prawo, obrócona w proch.owiec. Granice obchodzą mnie szerokim łukiem, nie jestem w stanie przekroczyć ani jednej rzeki. Drżę na krawędzi brzegu, kwitnę do wewnątrz i brakuje mi.ejsca na kry i łokcie pełne wątpliwości. Otępiałam od zmian temperatur i lekarzy, od pustych przestrzeni i braku słów. Na czynniki pierwsze rozkładają ręce, które cierpną, uszlachetnione.