poniedziałek, 11 lutego 2013

Un théier.



Urywana telefonicznym sygnałem linia życia, nad wyraz (prze)ciągła, wyciągnięta z dna szaf i przepastnych toreb, dziurawych kieszeni, filiżanek, w których zalegają resztki przestygłej herbaty, zabarwiającej na malinowo każde słowo rozmowy. Księżyc zbliża się do położenia, co do którego nie ma wątpliwości, choćby w cieniu rozterek i blasku drżeń.
Tracę czas tracąc przytomność, przeze mnie przepływa rzeka zatapiająca w sile nurtu higieniczne płatki kwiatów, rozproszone przez światło i ekstatyczną zieleń łodyg. Znów podniesie mnie z podłogi łyk mdłej herbaty zaparzonej z nadmiaru nieba i niedostatku troski, (z)nów powróci,
powinnam przywyknąć.