niedziela, 13 grudnia 2020

Le déclin.

 




To już(.) Koniec prosto w rozgałęzienia wygniecione wątpliwościami, wpada jednym, a wypada drugim (wd)echem odbija się i krzyczy prosto w chrząstkę lewego ucha: pamiętaj o długich dniach czerwca - zapamięt.ale przerasta mnie t(k)a(nka) najpierw za d(ni)a, później wieczor,a mi dni w tym roku rozbiegają się na boki, roz/chodzą w palcach (znoszone - jakim prawem) buty i płaszcze,śliwie otrzymałam w prezencie, dostałam w ramach zadania, wąskiego zapasu wokół biode(g)r(adowalnych), żeby było ciepło i rozsądnie, bezpiecznie i przewidywalnie i 

nic już nie jest, tylko wciąż te same widoki, choć zmieniam kąt i pogłębiam dno, na głęboką wadę, na tęsknotę, pod górę, na ostatnim siedzeniu. Niekiedy mijam tak szybko, że nie łapię oddechu, łamię jedyny rdzeń, który pozostał, zdzieram paznokciami spod rdzy mdłe naklejki, wosk i resztki kawy. Mogłam ocalić, ale nie. Z/mowy-trawy odmarzam i mro/wieję.