czwartek, 6 września 2018

Pas mal.


Stres przesącza się przez żyły, t(ł)oczy (w) sądne dni, przesądza - bez przesady - okrutnie. Tutaj nie ma późnego lata, upał ześlizguje się w depresje kałuż, nie pomaga parasol ani głęboka wnęka w kamienicy, nie ma nic, tylko krople deszczu ciążą na udach, spadają z dachu, nie uda się dobiec. Nic w nas nie trafiło, tylko na siebie trafiliśmy bez skargi, bez przygotowania, przytulając się do brudnych drzwi wejściowych. Szukaj wyjścia, gdy woda gotuje się i topi (jak) wosk, wysokim głosem zbiegam z piątego piętra, po francusku mija popołudnie, wieczór, a poranek ma gorzki zapach braku snu. Rozgryzam felietony i zagryzam wargi. Dziś dzwoni w innym kościele.