czwartek, 30 kwietnia 2020

L'amnistie.




Oddaję ten kwiecierń bez żalu, bez reszty osuwając się w osłupienie, że minął mimo tego, że wszystko kwitnie za zasłoną, w wątpliwym zagęszczeniu, które nakazuje wspinać się po suchych ścianach, lizać puste odpryski farby, zdzierać do kości tapety w kwiaty, które uschły, bo nie mam ręki,
nie mam jej w co włożyć, do czego przytknąć ześlizgujących się z południa chmur, oblepionych lękiem o listy, które nie dotarły, po mnie już tylko stopy w deszczu, procentowy potop susz, ogryzki i rysy na grubym szkle, które się skrzy we wnykach (p)obudzenia. Ciemne i gęste, jasne i rozwodnione, właściwie nie ma to już żadnego znaczenia, przywarłam, waruję do
zobaczenia na asfalcie, który wytycza trasę w sam raz na rozmajenie.
Nic przyjemnego.