poniedziałek, 20 stycznia 2014

La gemme.



Ça suffit, a podłoga, jak miło(ść), nie wybiera, wybiega poza granice, nic, tylko je(m)sień, trawi(,) mnie każdy przed-pokój; liście, Litość, Litość i Trwogę. Nie mogę, a Trwoga trwa, nie przypomina strachu. Chowa(m) w dłoniach twarze z trzaskiem kości, które zostały rzucone. W tę stronę, znaczoną zszywaniem na zakładkę ran, plisowaniem spadam z dachu w strych, jestem poranna, poraniona i senna, jestem niewdzięczna i z dzwiękiem tracę cokolwiek zobaczę, zwłaszcza ciałobce, obecne, własną, pustosenną głow(i)ę (się). Boleję i bolę. Mdleję od mgły, a mogłabym
zostać, zapisać bez tytułu plik kartek ryzę papieru i łam.a.nie skład.u stóp.
Deszcz.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Le mépris.


Pamiętasz? Ucieczki, czekanie. Takie dworce, które nie pozwalają zasnąć, błądzenie w świetle i śniegu, kroki dzielące na(s) blisko-daleko. Lekko skręciłam się w pół, od nóg, złożyłam na cztery, dwoiłam, troiłam, multiplikowałam hałas, gdy południowa ściana spadła w dach z gwiazd. Las zapalił się i rozżarzył na granicy twarzy jak na dłoni, którą poraniły spadają.ce (i)głami płatki śniegu. Zajęłam (się) miejsce(m) przy oknie, rozmownie, bezrozumnie zmokłam, gdy dotknęłam, tak jak wtedy, jak teraz, kilka warunków i życzeń, których nie spełniono, (je)dno. Wszystko koło mnie przepłynęło, i-luminacje porannego braku, kawa(łek drżenia) i krwawe rozbłyski trudnej podróży, wciąż krążysz i wróżysz z fusów farsy, prasujesz nad tym. Ponad-to tłuczesz moje lustro, za radosną wiosnę siedem lat w zawieszeniu, za-wzięcie, nie-szczęście, trzaskasz pod zastaw(kami,) bez serca. Południowa schizma, framugi, rozdział drugi.
Pamiętasz.

wtorek, 7 stycznia 2014

Un plissement.

Tonę w słowach, zapadam na twardo jak obecny, obcy sen; jak (na) dłoni(e) łyżką (ż(a)ło)bić, ślady zadrapań i dezorientacji, na widelcu mam i jeszcze łowię ze środka obcej głowy (ro)zmowy (pełne) milczenia; czemu nie pachnieć ciszą, tylkotulać zmarznięte gałęzie pełnym skargi "nie wiem", wiedzieć (dr)że-nie widzieć, wdać się w obce skóry lśniące złoto, mieć świadomość rozdzieloną na zapaści i afekty, mieć, niestety, pełne kieszenie artefaktów, (in)formacji, zapuszczać korzenie pod akacjami, pod dach skryć i skrzyć się szaro, jak miasto (s)trzech. Jak trzy-manie.
Zamarzam, Gdy(nie) błądzę i łączę ślady własnych stóp z utopią piętrzącą coraz bardziej w oku.

piątek, 3 stycznia 2014

Les quadruplés .

Od nadmiaru głowa mnie(,) boleśnie. Trzaśnie za.słona słodko spadła z ramion na podłogi, ginie wokół łyżek stołowych nóg, zmęczonych zimą stóp, łokci, każdą miarą; poranione kr(wawi)ą kolana wiązką błękitnego załamania nerwu na granicy skóry. Łagodnie. Reflektujesz na takie odbicie od do góry głowa jak ręce ciężka, zmierza w stronę przygryzionych palcówarg, nasady traw, zadziera ze mną i mnie, zza rogu zagina granicę. Widzę tylko zaspy drzew, wrzenie horyzon.tu, pierwsze wejrzenie, które nie zakocha, niczym osta-tnie
poże.gnanie. Przećwiczyłam załamywanie dłoni, otwarte(j). Bicie z myślami, umywanie rąk, ujmowanie w dwa palce każdej drobnej walki, kreślonej nadgarstkiem, tą garstką, która nie ginie, ogniskuje, skutkuje światłem.

Ł.

środa, 1 stycznia 2014

La juxtaposition.



Margines o.błędu, z rozpędu w(y).padam w oko-licę w(i)dz(i)eń jak noc. Jak (w) niewielkie okna otwarte wprost na zmarznięte dłonie. Koło mnie kłębi się smuga mgły, która mogła, lecz wcale nie musiała usypiać, usypywać konstelacji gwiazd w rozjazdach, rozkładaniem kolejnych kręgów w zasięgu ob(e)c(n)ego wzroku. Wyglądam przez lustra na ruchliwą ulicę, widzę wodzenie palcem po mapie(, która) myśli, że mogłaby tak. Za nos. Zanosi się pła(sz)czem.
Zła łza, jednak nie, jednanie, podpełzanie pod szorstkie nadgarstki i namiastki ust ułożone wokół słów, które oddychają jeszcze na balustradach, błogosławione między firankami, między którymi wciąż te same znaki, przestankowe. Przestajesz silić się na śnienie, ścielisz się na ścianie znacznie (dok)ładniej niż w an-trakcie minionego Czasu, którego teraz nie ma już nikt, nawet Nietzsche, czy Proust.
Subtelna różnica między mdło, a miło, drobna suma skarg, które tak łatwo stracić.