wtorek, 29 lipca 2014

Le quartz.






Trzysta trzydzieści kilometrów kwadratury koła, niewiele zdołam zawołać znad progu ulic i lasów, które pachną jeszcze zielenią i deszczem zlatującym z chmur bezlitośnie prosto. Dorosnąć, czyli coraz szybciej pakować się w nieprzyzwoicie niewielkie walizki. Po wszystkim będzie pła(sz)cz i zgrzytanie klucza w cudzym zamku, będzie ostateczne zamnięcie parasola, słona, gotująca się do herbaty woda, niedoczynność, niewydolność, wyzwolenie. Będą Wielkie Nadzieje i Proces, odwrotny niż zwykle.
Przywyknę.

Okruszki miasta, które wyrasta na dłoni w ciągu czterech godzin po torach, przestrogami. Pozostańmy sami, mimo chłodu.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Le menuise.





Lustrzane odbicia nie do pomyślenia, do przeżycia odrobinę spokojniej, niż czytane ostatnio fragmenty dyskursu bezlitosnego, twardego jak głos, gdy grzęźnie. Kiedy patrzę, gałęzie. Ponad miastami kwitną mosty, wisterie wiją się wokół (o)grodzeń, wzdłuż dachu, ja(sno) chłonę łunę od rynny, srebrzys.ty(-)chłodny chów, chude ram.i.ona (i) uda.remniły przepływ krwi i sennych świateł, zagadek odtwarzanych do skutku. Odnalazłam drzwi, otwartą dłonią zabijam czas. Stronię od uzbrojeń, niecierpliwości, pancerza, przez który przerzucam zamknięcia, odraczam, odczarowuję,
oddycham i psu(ję).

Le fantasme.






Lipiec, miesiąc pełen iskier. Mam palce i wnętrza (jak na/ dłoni) lepkie od soku drzew, zdarte do kości od kor(on)y; na dniach, na rzęsach samotnieje sierpień. Się pnę po błotnistej balustradzie, po ramie łóżka, panoramą wezgłowia łowię
poduszkę, w którą rozsypałam włosy i słońce, w oku cykl(on)u złapałam cukier skapujący z rzęs, kilka mdłych wyznań i wyzwania upchane na najwyższą półkę na(d)bagaż podręcznieporęczny, podręcznikowo rozdarty, niewdzięcznie konieczny, czerniący szerokie(j) drogi, która ginie gdzieś na dnie przedziału, z kolei gdzie(ś) wszystko-jednieje łuną przeciągu, ujednolica się ciasno w doliny i kratery wulkanu, który wygasł już dawnoc.
Ostatnio słyszałam, że pół szelestu znaczy, przede wszystkim, w domu. Ściany zbliżają się do siebie, osmoza zamienia się miejscami z transportem, uaktywnionym. Odsłoniłam zasłony, posoliłam rzeki, zwłaszcza niedalekie, kiełkujące kwaśno.
Śnię.