piątek, 28 września 2012

L'augure.


Sygnał przerywanej ciszy, rozdzieranej krzykiem wątpliwie wątłej smugi światła, która bezradna wpadła jak
śliwki dopisały w tym roku znacznie gorzej niż jabłonie, jak nie to.nie
zapada w krótkie tchnienia jesiennienia przetykane oceanem złych wieści, dobrych wróżb,
przecież nie
muszę
zwłaszcza nic.

Jej Wu-sokość.

niedziela, 23 września 2012

La connaissance.


Zamknęłam lato przeturlane w palcach, między słowami, które zużyły usta. Zamknęłam na klucz zmarzniętych ptaków, na nieobecne szczęście, na długie dni zasłane od stóp wapiennymi stopniami, stopnieniami, a mi wciąż chło
dnie
j.


środa, 19 września 2012

Un juron.


Utlenia się i ulatnia, tak łatwo, chłodem okłada z premedytacją, znikając ponad rzędem rzęs, ugiętych do granic, za nic zmęczonych, od początku do wszystkiego; tak wiele w jednym, tego, którym
zaparzyłam ostatnią,
czarne polewki, stare śpiewki, rzeczy pierwsze, rzeki licz.by...,
kadry z N.

sobota, 15 września 2012

La fêtarde.


Światło, z którym niełatwo się (roz)pogodzić, (u)padło nonszalancko na fragment drżącej podłogi, dążącej do drogi, wpół. Słowa przetykane kwadran.sami chcieli, bez.nadziei tacy są sami, tak bardzo odmieniane przez przypadek brz(e)mienie, ostatni.
Pierwsze śniegi bliżej niż.
Jak najdalej, choć wcale, już prawie powracam w przestrzenie, którymi mienię zostawioną w (s)pokoju N.

środa, 5 września 2012

L'éventail.


Przeżyłam, zbiegając z góry ku ni-zimie, ni jesieni.Otworzyłam oczy na zaokno, na przedpaździernik, nikt nie zostawił kluczy.ć coraz jaśniej, coraz spokojniej, jednak, wciąż przed zachodem Słońca.
Prowadzimy się coraz lepiej, prowadzimy się pośród sklepień niebieskich, stanowiąc różnoimienny, spójny inicjałami duet.

poniedziałek, 3 września 2012

Un flanc.

Wyjątkowo długie rzęsy września chwyciły za usta cztery wcielenia pustki. Wystygły kawałek kawy, łyk słomianego od zapału ciasta, którym zarasta w pół drogi ta część podłogi, od której ćwierci pamięci i połowy głowy, także w przybytku, także we śnie, bezboleśnie.
Wciąż jesteśmy w lesie, choć wyprowadzono w pole. Pośród nieb K.

sobota, 1 września 2012

La raie.


Zimowy chłód wpadł wprost w filiżanki, zawieszone (nie)zdecydowanie(m) gdzieś między czarną kawą i białą herbatą. Choć, de facto, bywało odwrotnie. Owoce, nad którymi właśnie tej nocy straciłam kontrolę, zdążyły wplątać się między wrześnie zupełnym brakiem czerwieni. Jesie(n)nie, bezpowrotny brak lata, zamiótł pod rzęsy resztki wiatru od rzeki, kalekiej niczym słowa.
Mosty.
Zawieszone gdzieś, między pierwszą trzydzieści, a ostatnim. Przypadkiem. Przy M.