piątek, 26 lutego 2016

.ardent





Urok próby -ostatniej z generalnych -nikt nikogo nie ze-chce już wystawiać, słabe sztuki nie schodzą ze sceny, omdlewają w antraktach, płaczą w płaszczach (bez)karnie odwieszonych za brak tasiemki, splotu nitek, metki, za długo marudziłam prosto w rude włosy o własnych niepokojach, by podchodzić bez skargi w te zatargi, smutne zaczesywanie kolejnych jasnych pasm. Koniec zgrzytów, z zachwy.tu i ów.dziesiątki drobnych nacięć, w mikrobliznach przyznajesz mi dekla-rację, dokądkolwiek pójdę kładziesz cień i pod-kładkę zarzuconą na brak barków, na rozrastające się mlecznie horyzonty.

Wracam, a w te powroty wkładam całe
szczęście, że tydzień składa się z
i oddechów między u-tkankami.

piątek, 12 lutego 2016

.hiératiquement



Po(d)chodzimy z kierunku świa.tak odległego od zachodniego brzeg.umownej linii na krawędzi pór dnia. Mamy szuflady poodwracane dn(i)em do góry. Są chmury, zamienione miejscem ze skoszoną trawą. 
Kawa trwa. Stygnie, tygodniami, opada prosto w światło. Tnie ponure blaty z pogranicza regałów i stołu. Ciche celebracje i wszelkie atrakcje, których nie przewidziano w pro/gnozach, grzęzną, nieznacznie odbywają się. Topimy palce w zimie, uczynnie podduszamy w sobie wio.sny i kruszymy lepkie, rozzłoszczone lato. Je sień, przedpokój i ślepą kuchnię.
Przetaczam się błękitną krwią przez kolejne miasto, przede mną labirynty lotnisk, koleiny i kontrole, terminale, terminy i najbardziej inspirujący z deadline'ów.
Znów, oddechy pod.różne.

piątek, 5 lutego 2016

Un fût.


Trzeba tak niewiele siarki, by wypalić się od najkrótszych, irracjonalnie wolnych żeber, po podniebienie i sklepieniebieskie. Czasem ciało, czasem cała jestem zapoznaną blizną, rozbryzgującym krótko sznurem kałuż. Już
odkryłam klucz do re-animowanych sukcesji -tęsknota. (n)A zamek to porażka posiłkująca się lepko i tłusto. Moim ustom nie brakuje snów osuwających się bezwładnie w przekład(nie), na dnie którego pulsu.jeszcze i drży warstwa pierwszych słów, starannie zapisanych liter (z) prawa. W naprawie mam ud.rękę lewą i skręt twardych kości (u) stóp.
W nagłości wiosny, w ostatnim śniegu, który zbiegł się z pierwszym
ra ze mną zza ściany, szukając odpowiednio wyrafinowanych przyimków, składając zdania, które siwieją,
głośno.