niedziela, 23 marca 2014

..

Zgubiłam koci grzbiet książki, doganiam wstążki w miejsce zakładek. Wysypuję dłonie z rękawiczek, rozpoznaję wiosnę i jej długie i blade dni długimi, bladymi palcami. Mam dziesięć, wszystkie serdeczne, nieomal dwadzieścia
dwa stopnie, czasem zmiana, zmiana czasu, wietrznie pnę się wzdłuż nie-pewnej struktury ulic, w planach, siatkach, zagadkach liczę na ciszę i światło, literuję noc i tłumnie mnę mijanie, zatracam trwanie przywiązane do dachu, trącanego wierzchem
dłoni. Nic z pogranicza martwej natury, żywej wody i suchego trzasku.

wtorek, 18 marca 2014

.

Prawdopodobnie, dobrze, że ostatni raZ własnej głowy spadają mi obce włosy, mam dosyć(.) ( jasny) sygnał do odwrotu, gdy wiosna przestygła, nim dotknęła ulic i rzęs, od dłuższej chwili specjalizuję się w końcu, w takim braku, który zapada na nieuleczalne trwanie, w takiej chorobie, którą gaśnie i śni hałas, już pamię.tam, zaraz zapomnę, koło mnie przepływają wasze rzeki, żegluga trwa i ciśnie się na usta wyraźniej niż zwykle.
Zwykle kładła.m-dło.nie na ustach, jestem tłem dla straszydeł, cieniem najbardziej szarej ze wszystkich
herb,a-t.y lko
spotykasz spojrzenia, które, choć pytały, błądzą.

Wodą do Poznania, S.

niedziela, 16 marca 2014

Le colis.


Kwiaty nie muszą być żółte, jeśli rosną, by marznąć. Deszcz już stopniał, deszcz już powrócił, rośnie w siłę w lustrze kałuży. Wróżę jej długą drogę. Nie mogę nic, tylko słowa, słowa proste jak stół przy którym opadną nam
liście, jak przeniesienia i przenosiny, wrastamy w ziemię, jałowo, jeszcze widzimy cienką czerwoną linię za którą zaczyna się znakowanie czasu, za którym interwały biegną i krztuszą się niedoborem wiosny, złym dobraniem, fatalnym zestawieniem, to krztuszenie przybiera na sile; o ile jeszcze wczoraj odwracałam wzrok teraz zmieniam bieg rzek i kierunek ulic, wrastam pod chodnik, krwawo, pospiesznie.
Jest mnie jeszcze
odrobina. Drabiną do domu.Szczerbatym szczeblem. Brudną bruzdą, poddałam się
próbie snu.

S.

sobota, 8 marca 2014

Un museau.

Drobno w rozproszeniu, samo-tnie. Wyślizgane spadające stopnie schodów bez poręczenia dotarcia zawsze wzwyż. Szczerze wyszczerbiona drabina, długie korytarze, które szarzeją im dalej w las rąk opuszczonych nisko, złote runo leśne niesie echo i jego powikłania, każde fataln(i)e nas.tępstwo niewygodnego drżenia w okolicy, w której nie ma już zbyt wiele
do powiedzenia, do dodania jedynie dwa do dwóch zdania pożegnania łatwym do odczytania znakiem wodnym, ostrzegawczym jak światło które wpada w zieleń.

Oceany wcieleń w głębi przedwiośnia, które udaje zazimie.
Wy-
trzy-
masz


mnie. U-
rzeka S.

niedziela, 2 marca 2014

La vacuité.

Trzy kolory: jaskrawy. Krwawisz(,) strasznie(,) wstydliwie wiedzieć i widzieć, mieć władzę, poradzę sobie, wszak tak szybko sta(r)łam się (z) marcem, mam palce, które tkwią, kwitną, bolą i rosną, kostnieją od niechcenia chłodne jak (nad)ranne dna naderwanego pudełka zapałek, z zapałem mam dłonie, którymi się zapieram ram i obrazy, poniewczasie dotykam raz za razem za rogiem dna ust(aleń), zapadam na ostatnią krawędź  biegnącą wzdłuż jasnego stołu, zapamiętale jeśli błędy, to o(t, )błędnie (orto)graficzne, zawsze te same, w południową ścianę obcego ciała, które chciałoby pozostać niebieskie, zetrzeć się w strzel.niczy(m) proch pochowany, błądzący, błogosławiony, między kieszeniami.
Ćwiczę się w gubieniu rękawiczek, snuciu domysłów, od słów do domu,
śniąc o-bcych miejscach, które zapomniały.