piątek, 29 stycznia 2016

Le col.


Jest czułość nie do przecenienia, jest od niechcenia z/rzucana nied(o)b(r).ale w azalie poza zamęt i ponad początek twarda szkoła, rozzaimkowana przestrzeń otulona ciasn.obcym swetrem. Jest miękko i nie(ch) będzie inaczej. Czasem płaczę, zasadniczo, bezzasadnie. Łzy szczęśliwej pieśni niosę krzy.wewnętrzną stroną nadgarstków, pełną obcych kości i własnej krwi. Są też ścięgna, zaginane na wypadek dalekiej podóży.
Różnimy się; o-drobinę. O-czekiwaniem, sposobem, w jaki odkładamy książki na najwyższą półkę na niestabilnym regale; popatrz
-nie różnimy się
wcale.

wtorek, 19 stycznia 2016

L'épaulette.



To nie jest kwestia czasu, słów, odpowiedniego nastroju. To idealne zestrojenie strun, to bieg w miasto, w którym się nie mieści(ężkie szeregi ci).sz. Kruche, delikatnie wgięte w wewnętrzną stronę dłoni wskazówki, szeptółsłówka -połowy. Czas nie ma końca, czas kruszy nieudane kopie o krawędź stromych schodów wyłożonych miękko lekką udręką, a ja uda(remniła)m wszystkie wojny roz.poczęte na dnie szklanki.
Są takie poranki, które nie potrzebują zasłon, deszcz, który pada mimo parasola. Wszystko zaczyna się w czerni Cichej Nocy, w znajomych dźwiękach pociągu, który przyciąga do krawędzi peronu, znowu (kont)rola bezpieczeństwa przyjęta a vista, najczystsza odmiana tęsknoty, pierwszych lotów i ostatniej chwili, w której tracę wszystkie nawiasy, rozprostowuję doliny stawów, pięści i pięciu pierwszych drżeń. Wychodzę na pole rażenia z mokrą głową, z włosami do połowy zaplecionymi w kwiaty, w kwitnienie, kroczę w warkoczach, ronię radość od kości do szarej komórki suchej skóry bezlitosnego operatora.
Nie czekam na oklaski, na o-pracowanie,
zostaję.

piątek, 1 stycznia 2016

L'arrosior.



(mam man)trę. Nigdy nie jest za późno; na próżno rozpoczynałam te dni, otwierałam drżeniem rogi framug, zaginałam zapisane niestarannie strony, wieczorem rozgryzałam rozpacze, rozpinałam płaszcze; mogłam zostać, zodiakalnie obiecać, maniakalnie prześlizgnąć się przez oszronioną trawę, wykrwawić na szczęście, powyłamywać palce u stóp wszechrzeczy, niczemu się nie dziwić i wszystkiemu zaprzeczyć.
Szeroko zamykam oczy francuskim kluczem powrotnych ptaków, nieustępliwych otwieraczy, które skrzeczą i skrzypią, krzyczą i szumią; rozmieniając na(j)drobn(i)e(j) najbardziej agresywny turkus, t(r)upi.sk.