niedziela, 19 listopada 2017

Una niebla.


Szach -mat/błyskamień - nożyce; Papier przyjmie wszy.stko, (później (z)wróci) hucznym, ciepłym przyjęciem, wyprawionym w podróż. Ogniem traw(iona) córka. A nuż. A (kla)wiat(u)r(a)? Ile liter nastukam, nim stracę zasięg i wyczerpię zapas(nów), zasób wód, retencyjne zbiorniki słone(czne)j baterii, rozłączę (mi)ster(nie) składane r(el)acje, rozbiorę niegramatycznie całe sznury rozwiniętych zdań, mizernych luster i kruchych stajenek? Z rozsądku nie zostało nic, jakże ład.nie mówić, nie zdradzać prawdziwych przyczyn, które w ostatecznym (roz)rachunku liczą się najbardziej. Wprawdzie pamiętam półsłodką wodę wymienioną na (pół)sennik(t), ćwierćśrodki, fragmenty kwartałów, dziel-
nic, przez zero.

niedziela, 12 listopada 2017

lluvioso.


Na obrzeżach gramatycznych wyborów, bruku, wybrakowanych stukotów, wysokich głosów i ulewnie słonej ciszy cienkich deklinacji, mija Morze. Drobny rozbłysk, nisko zawie(r)szone rzeki Słońc;a może d(r)eszcz.egól.nie/pozorne ścieżki, kalejdosk(ł)op(otów) ciężkich powrotów, które d(r)ążą do domu, doprowadzają do łuny o(d) zmierzchu. Krawędź peronu znaczy rozproszenie ścięgien, gęste ściegi, wytrzymały, wyjątkowo deszczowy dziś, splot opóźnień.
Nie/mnie(j), na początku była (pół)noc, cała przenoszę się w (między)czasie, podróżuję uchylając nie bez trudu wyważone drzwi. Zimno pcha mnie w przedziwne ścieżki, które grzęzną na dnie kieszeni płaszcza, (p)o/padam atmo/sferycznie z (braku) sił, migotam przedsionkami okien, które wypadły z framug już dawno; lekko jak wyważa się (tę)czujące słowa docierające pod nowe-stare adresy. Ja?k. Kruche negocjacje nad ciężkim stołem, przysypiam w przepastnych krzesłach, gubię nieistotne znaki po drodze do.