środa, 18 lipca 2018

Abditory.



Budzi mnie ucisk w nadgarstu, nie daje spać świadomość, że cała jesteś (z) nocy. Cierp(n/i)ę, jak źle przechowywane letnie owoce, jak gnijące bez skargi fragmenty lasu pod naporem deszczowej wody. Skończyło się wszystko, i zaczęło znów, i rośnie. Nie pamiętam już pytań, które chcialam za/dać - tylko opowieści grzęzną w kałużach pod oknami, na powrót pełnymi blasku. Wrzask? Uczucie nagłej, pełnej miłości niespodzianki ustępuje później (roz)czarowaniu, poszukiwaniu dalekiego horyzon/tu. I nic. Nadal jestem wewnątrz, usuwam pestki barwiąc miąższem puchnące ciało. Na tyłach domu, na sufi.cie.nie.