wtorek, 18 stycznia 2022

Cueillir.

 


Czterysta osiemdziesiąt minut wytężonej pracy serca, które z miejsca zamierazem z, wbrew i pod rzęsę, prosto w mróz obity miękkim mchem, posiniaczony kapryśną chmurą, z którą zrastam się i nie rozstaję, bilet it be, let her go traktuję letnią, bieżącą wodą, póki marznie właściwa strona księżyca, rozstępuje się drugi brzeg łóżka, rozłożone na podłodze słońce rozmięka w imiesłowy i-grające w skrzydłach powietrze, rozkruszony przeciąg, matowe szkło i rozpuszczone na wietrzną pamiątkę liście, mnę trzask i cały szereg nieistotnych onomatopeicznych cudzych słów, mijam warstw snu, spod których bardzo trudno niekiedy się podnieść, oddalić i zyskać odpowiedni dystans. Co zaanonsujesz? Co zaśpiewasz? Jak się miewa ten rzadko rozświetlany kąt pokoju pokroju osoby, która go dzieli na czworo, jak włosy, rzęsy, sznurki i nici?

Wyjechać z siebie i stanąć wcale nie obok, znaleźć się całkiem dalekko. Miało tyle okazji, a wcale nie zwiędło.

czwartek, 6 stycznia 2022

Triage.

 


Śmie(r)ć przychodzi od stóp, stapia się z 
podłożę ci pod głowę mgliste epifanie i zaśniesz, nie obudzi cię ani wyjątkowo jaskrawe światło niejasnej żarówki tuż ob(ł)ok, ani wymówki poupychane w zepsutych wnętrzach sza(r)f, w butwiejących komodach i martwiejących st(r)opach - wypadają zawsze, skrzypią w zawiasach i charczą w podłogach wieczorami, w prądach zatok, w nieżycie. Niemoc struchlała już dawno i pachnie palonym igliwiem, morze dojdzie do siebie, na fali tego, co nowe, może mnie odwiedzi nietknięta jeszcze pewność, niedoświadczona od dawna siła wiatru i woli, zlepiona z obcobrzmiących głosek w znajomych literrach i podmokłych liści,ach zielonej herbaty. Poza tym - nieustannie ten sam widok z okna, perspektywa zmian

absorbuje nadmiar badań głównych i opustoszale zrewaloryzowanych dostawek. Krwa
wiem.