Jakby ktoś otworzył okno,cą zdjął ze ściany sweter ram, pozwolił wreszcie zamknąć oczy, wpuścił powietrze między rzęsy, tak, że ulewa się światło, rozbłyskami chwytają(c) za serce. W lot wszystko jest niebieskie. Każdy skrawek framugi upomina się o słońce, teraz: w kw(i)aterach ok(n)a tańczy(sz), a ja blednę - czego piękniejszego nauczy nas kwitnienie? Nie mrugaj, szkoda rzęsom czasu na sen, szkoda słów w z(awi)łych językach. Pozostały nam zawikłane oceany ponakładane najdelikatniej na twa,rzeki; płyną samym środkiem żył, wysyp estakad na zimnych ścianach, które wezbrały, falami, nieproszone. Pół melodii odbitej od klawiatury, jeszcze chmury, zaróżowione od bezsenności, cierpkie, niedotlenione, choć letnie. Nieprzeciętnie rozciągnęłam się na cyferblacie w akcie półrozpaczy, nie wystarczy, że patrzysz. Trzeba słuchać, nawet jeśli
-nie wystygnie nam to spiętrzenie, choćby zimne(m) dmuchać na
zapas.