czwartek, 22 marca 2012

Un remède.

Pozostały mi zatrzaski i potrzask, niepokojące dźwięki z pogranicza udręki i głosu. Chaosu u osób wśród subpolarnych (roz)przestrzeni rozmienionych na temperatury barwionych tęczówek. Brak słów, czy jedynie bezsłowie. I.granie w świetle dnia, co się tlił, zapalił wnętrza dłoni. Własnych, K.

wtorek, 20 marca 2012

L'armoire.

W dwie strony podróże, pod różne adresy, różane ogrody, tuż za-sady, za drzewami, co owocują zbyt późno. Tak wcześnie, że we śnie w snach o krawędzie po(w)tykane daty.
Poza tym bardziej.
Się odnajdzie, mnie(j) lub bardziej, pośród zŁódzeń.

sobota, 17 marca 2012

Une brise.

Noc spływa ciężko między wieka powiek. Nic nie (po)wiem; aura nie odpowiedziała na moje wołania; zaniosłam się pod same drzwi płaczem, zaniosłam starannie, nie mnie Wenus wpada przez okna na północ, nie(zbyt)dzielnie, choć śród, śród lipca.
Chłód przyszedł ze wschodu, pośród chłodu przyszły przeszłe, przechod(ło)nie, w ucieleśnieniach uskrzydleń M. i A.

czwartek, 15 marca 2012

Le pin.

Obce dłonie, co noc, by za dnia zawrzeć własne w szczelinie ciasnej przednocy. Wyłamywanymi palcami przecieka czas, kruszy rzęsy, nieszczęsny, sny, nie śni nic dobrego, prześnił i wmyślił, przesadził rabaty za oknem, mimo parasola moknę, słońce pada pod kątem pokoju, podłego nastroju. Nastrojenia, westchnienia, wio/senniejeszczególniezasnę.
Słowa miewam kapryśne i ciasne.
Kadry do cna, do podłogi, do światła, eM.

poniedziałek, 12 marca 2012

Le métacarpe.

Chłodne słowa skrywane, skrojone w niewłaściwą stronę pod dusznym płaszczem, ponad duszą, którą kruszą zdania zadane wprost w wietrzną ramę okien, pod sennym okiem bez rzęs, w skrupułach. Skorupami poza dniami, międzynocą.
Z ciepłem, ciszą, wszechświatła pomocą, w kadrze wszakże eM.

sobota, 10 marca 2012

Le fraisier.

Targane, szargane, rozmarudzone, ogniem trawione, od stóp do roztopów, znów, poza głową, poza połową, na stronie, nastrojone taktem antrakty, nietaktem trakty traktowane z wdziękiem. Dźwiękiem trzepotań, paralelizm.u progu składni. I nocy.
Pomocy spływającej z rzęs, wprost między sny, nadranne, ledwie draśnięte, kadry napoczęte z A.

czwartek, 8 marca 2012

Le frêne.

 Projekcje zza szyb, projekty w arkuszach, akta spraw nieposkładanych, akty desperacko drgających powiek, igrających z zzaświatem świateł, z drugą stroną ulicznych zwierciadeł. Zwierciadwa, w nietakcie na sześć ósmych. Wcielenia pustki, przetykane tykaniem rozbieganych do cna ws.kazań. W.skaz.ówek.
W świtaniu padającego strugami słońca. Z A.

wtorek, 6 marca 2012

Le corail.

Nie mamy nic. Nic ponad linię wschodu słońca. Słowa uleciały wprost przez przymknięte okna, ciemną, szorstką smugą. Jestem drugą, jestem nieostatnią, przedpierwszą. Tak niełatwo nieść ze sobą świat.ło, nieść w zagłębieniu odobojczykowym głuche rozmowy. Numery telefonów, adresy, interpunkcyjne i drogowe znaki czasu. Nie mnie, pół szczęścia, czy całe, wspomniane przypadło w udziale.
Udzielam się jedynie na granicach dnienia, w ciągu nocy, rzędami, pod prąd.
Nurtem rzeki, kierunkiem spokojnym, za dłoń chwyconym, z K.

niedziela, 4 marca 2012

La cervelle.

Od stóp do głowy, której połowy po stronach rzek przeciwnych upadłe, na dłoni krótkie mgnienia, na od niechcenia ocalenia, złapania wpół w wiatru tchnienia. Szum trzepoczących skrzydeł, rozdzierająco cichych prawideł, prawi dwa, o wpół do trzy czwartej.
W zaparte, utartym traktem przed świtem, z Marylin smutkiem, z K. zachwytem.

czwartek, 1 marca 2012

L'abattement.

Martwe natury, ożywione wieczory wprost w niespokojne noce, w kojące bezsłonecznym porankiem szranki, w przystanki, przestankowe znaki, nieporadnie rozsypane ulice, odłamki grubych szkieł, cienkiego lodu. Szkoda nam było, choćby południowego zachodu.
W kadrach, ta, co nie w(y)pływa, mgnienie najjaśniejszych zŁódzeń.