sobota, 23 lipca 2022

Tentaculaire.

 


Nigdy nie było ła(go)dniej ani (ła)godniej, głód zamieniam na niewielkie łódki zanurzone bezpiecznie w nurcie, który porwał mnie od łokci i zatrzymał w wyjątkowo prostym i wybitnie nasłonecznionym kącie, z widokiem na morze gór, na oceany wypiętrzone w ostatniej orogenezie. Nie wiem dokąd zmierzają te skurcze, co porabia skóra i unaczyniona część powieki, kiedy lekko biegnę w hemoglobinę pomijając zwyczajową dawkę kokieteryjnych kultur ba(k)terii, kiedy tępo kopię ścianę w jałowej glebie, grochem ginę w chrzęszczącej w ustach soli fizjologicznej, niesmak pozostał jedynie na politurze. Policzymy się pojutrze, zetrzemy się od policzka do potylicy, złapiemy za nadgarstek sprawdzając, ile minęło, dlaczego pulsowało i czy to rzeczywiście wina pogody.

Prognozy sprawdzają się coraz cyniczniej.