niedziela, 25 października 2015

Le gîte.



Ot, kolejna zmiana, zamiana czasu z przestrzenią, prędzej rozminięcie, niż rozmienienie,
nie, nie mnie pisane mapy i.kony, korony drzew zlatują nisko w podkuchenne korytarze światła. Ciepłe migotanie, ogień z trzaskiem iskier rośnie pod powieką od zachodniej strony. W kieszeni, szarej jak, jak najbardziej szarej, o.pary kluczy, zrośnięte palce pór roku, które przestępują z nogi na łeb na szyję, szybko, szybciej jeszcze (szy)kuję szkic, ociekam szykanami, szukam.
U-ciekłam, kłami(ę) wybijam sobie z głowy szeregi praw(d). Rzęsy mam czerwone. Wolę patrzeć w wąskie studnie, niż zbiegać z nocy w dzień, cienki i śliski.
Oddycham, już po wszystkim, przede mną i we mnie bez(g)wie(z)dnie. Nie więdnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz