niedziela, 8 czerwca 2014

La caserne.


Pociąg kończy się wpół do peronu, dopierozpoczęty(kanie)m w dusznych przedziałach czasu, mi.jam; ja, za-rażona prądem rzeki, mężnie zmro.żona, cie.kawa, herba-ty, jak oceany Dziennika pisanego nocą, dzienne okruszki, dzieła zebrane w obcym narzeczu, w notatkach w najczulszym z dialektów. Uczę ubierać (się) w słowa w kwadrans, dwukrotnie. Tnę światło i ciszę, sznuruję stopy, na nowo nerwowo poruszam lewą dłonią. Usta(lenia)mi, które biegną do słów, otwieranych spokojnie, płynących życzliwie. W przypływie temperatury, stygnę, stykam się mankietami koszul z makietami miast, wiecznych.Walecznie włóczę się, wokół własnej (pr)osi(sz) mnie o-pamiętaj wszystkie części mowy, mrowienie, z akcentem na zaimek, który zwraca się bezpowrotnie w naszą własną, tytułowo senną stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz