sobota, 12 kwietnia 2014

La veille.



Rozbite szkło (ukryte/odnalezione) w lewej kieszeni zabrało mi słowa. Uczę się pisać, poranioną dłonią, która pamięta szelest liści i pła(sz)cz; recytuję z fotograficznej pamięci to, co pozostało w Polu widzenia, jak mina, Marsowym. Wyjść. Nie wycierać rąk o liście, do połowy zamknąć drzwi i łapać klucze ptaków, całkiem złote. Pociąg relacji kwiecień-listopad. Z powrotem, samolot krzywych linii. Kluczyć wokół chodników napotykających noc, potykając się o prostą wiosnę. Wyjść. Zwraca się do mnie z nieuprzejmą czułością termin książek zalepionych nieuprzejmie niebieską sygnaturą biblioteki, która zatraciła krawędzie, z rozmysłem rozmyła dwadzieścia trzy stopnie hiszpańskich schodów. Wyjść, środkiem nocy. O wietrznym mieście rectuję cytuję tu (i-lu)struje mnie wzrokiem, wkłada w grube płaszcze i powieści, ścisza głos zahaczając o (d)rogi wszystkich drzew, wszystkiego dobr-
ego
-tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz