niedziela, 20 kwietnia 2014

La mezzanine.



Powrót, czyli podróż w górę innej rzeki, po śladach, po-wodzie. Pełne nadziei poddasze, nasze jak wszystkie piwnice, każda szara komórka pod rucho.mymi schodami. Dwie wieże wykrzywione w uśmiechu, prosty jak słowa dziennik podróży o zagiętych (d)rogach . Łowię kolej(ny), odcinek, w którym nie mogę; zimne dłonie złagodzone, głodne snu uzurpującego sobie prawo do nocy, cyklicznie wracającego do początku czasu, który położył się cieniem. Oceany od końca miesiąca do inicjacji domu, sekretnej jak ujmujące odblaski dachów, odejmuję od ust ciche błyski nisko nad drewnianą podłogą. Profanuję ponownie winne i ranne, stratne i błahe. Pcham oddech chroniąc żebra przez zmierzchem. Jeszcze odnajduję jedną z ponad dwustu (jej wyso)kości, rzuconych w bruzdę zdatną do troski. Zatracam te krawędzie, które wszędzie odnajdą korzenie drzewa pozbawionego gałęzi na uwięzi przyzwyczajenia.
Do(m) ro.zło.żony(ch) bezbronnie miesięcy, do(m) otwarty(ch) na styczerń, kwiecierń i wrześnień. Do(m) rozpaczy, która nie znaczy żadnego kalendarza, patrzy.
Maj, kwitnienie, bardzo bliskie przestrzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz