niedziela, 16 marca 2014

Le colis.


Kwiaty nie muszą być żółte, jeśli rosną, by marznąć. Deszcz już stopniał, deszcz już powrócił, rośnie w siłę w lustrze kałuży. Wróżę jej długą drogę. Nie mogę nic, tylko słowa, słowa proste jak stół przy którym opadną nam
liście, jak przeniesienia i przenosiny, wrastamy w ziemię, jałowo, jeszcze widzimy cienką czerwoną linię za którą zaczyna się znakowanie czasu, za którym interwały biegną i krztuszą się niedoborem wiosny, złym dobraniem, fatalnym zestawieniem, to krztuszenie przybiera na sile; o ile jeszcze wczoraj odwracałam wzrok teraz zmieniam bieg rzek i kierunek ulic, wrastam pod chodnik, krwawo, pospiesznie.
Jest mnie jeszcze
odrobina. Drabiną do domu.Szczerbatym szczeblem. Brudną bruzdą, poddałam się
próbie snu.

S.

2 komentarze:

  1. ta seria zdjęć zrobiła w mojej wrażliwości sieczkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję... nie mam pewności, czy to odwracalny proces, wszak nie mam doświadczenia w zlepianiu wrażliwości.

    OdpowiedzUsuń