poniedziałek, 30 grudnia 2013

La déchirure.


Ryby, drabina. Odrobinę koniec. Dłonie pachną cierpkimi wiśniami, południową stroną lasu biegnie noc i trzysta sześćdziesiąty czwarty dzień roku. W pociągu załamanie świata, ot, codzienny rozpad; skrzą się pierwsze szeleszczące listy, ostatnie pożegnanie odkładane na najwyższą półkę w dziale "teoria literatury"- sygnatura 82(091)A/Z (PL), jak tablice(;) (rejes)trujące, niezapisane karty. Kraty, tylko na tyle mnie stać, przestępuję jak rok z nogi na łeb na szyję. Szyję i leczę filozoficzną jak kamień zimną solą w oku te łzy, które drgają na nagłośni, nie gasną, coraz głośniej słońce głodne księżycowego krajobrazu przelatuje przez palce wraz z. (Czasem) Słońce przedarło mi ramię w ramach pożegnania, przebiegło po wewnętrznej stronie dłoni. Słońce wstaje. Z Sodomy do Gomory jeździ się tramwajem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz