środa, 31 lipca 2013

L'inverse.





Na granicy traceń i trwania, noc jest miejscem zawieszonym dostatecznie wysoko, by odnaleźć światło śmiałych żył i bezsilnych wobec wiatru ścian. Otwieranie powiek od rzęs i zwężonych źrenic. Nic. Otwieranie okien. Framugi, a zwłaszcza dzień drugi, dzień (roz)sądny, dzień za dn(i)em. Dno pachniało słodko i duszno, dno oddychało i-skrzyło. To było wyjątkowo trudne przedpołudnie, niewypowiedzianie miękkie. Dogoniłam ostatni przystanek, odwieczny przytyk. Tykanie. Nie(ch) odstanie się lato. W kolejce po więcej, spokojniej. Ciepłonę.
W biały dzień.

2 komentarze: