Bezczynność jak ość w gardle, jak nić przecinająca nadgarstek,
tyle słów
zamkniętych w spieczonej skórze ust, choć pozornie tak niewiele się dzieje…
nadal nie istnieję, jednak niebo jakby puchnie, jakby migota próbując tchnąć
światła między gałęzie straconych drzew, za zasłoną nocy, która wrze i spływa w ogniwa słabe jak cień oddechu, cień trwania.
Ze wstawania wysnuwam linię życia, przerywaną i wąską, krzywą, której nie sposób z(a)łamać.
Mgnienia patrzenia Diany.
Great images!
OdpowiedzUsuńThank you, it's all because of beautiful places where I've taken them, where I'm still breathing.
OdpowiedzUsuń