sobota, 22 czerwca 2013

Une bande.


Bezczynność jak ość w gardle, jak nić przecinająca nadgarstek, tyle słów zamkniętych w spieczonej skórze ust, choć pozornie tak niewiele się dzieje… nadal nie istnieję, jednak niebo jakby puchnie, jakby migota próbując tchnąć światła między gałęzie straconych drzew, za zasłoną nocy, która wrze i spływa w ogniwa słabe jak cień oddechu, cień trwania.
Ze wstawania wysnuwam linię życia, przerywaną i wąską, krzywą, której nie sposób z(a)łamać.

Mgnienia patrzenia Diany.

2 komentarze:

  1. Thank you, it's all because of beautiful places where I've taken them, where I'm still breathing.

    OdpowiedzUsuń