wtorek, 25 czerwca 2013

Les fardeaux.


Wanna pełna łez. Deszcz stukota. Łazienka to cienka linia, którą połykam na dobranoc, tnąc meandry pulsujących żywotnie tętnic, nic, trwoniąc czas, który nie leczy, lecz biegnie. Te wszystkie przestrzenie, których się boję. Przedpokój, czyli lustrochę puste, usta pełne, choć niewypełnione konturem. Rzęsy sklejają się z uporem, jak sąsiednie kartki książki oprawionej twardo, surowo. Ten trzask, który rozpoczyna ciepło. To ciepło, które zwija dłoń w kłębowiska myśli. Rój. Rojenie. Nie.ch mi.nie
Dia na.d Nie.bem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz