sobota, 29 czerwca 2013
Le cité.
Jak obwieścił radośnie zapis smutnej tęczówki lewego oka, jestem zimą. Wywróżyli mi zamieć, zamiotłam pod dywan, wyróżnili jaskrawą szarością podłogi, którą przykrywa, którą przegrywam w kości. Płaskie. Właśnie wracam, z trzaskiem szeptam do ucha cudzej filiżanki, środkowego. Za późno zmieniam pas, którego nie zapinam. I ginę. Minę się z (po)wołaniem, z ostrością widzenia twardo wkładaną do serca widelcem. Wielce nieadekwatne są te przeprowadzki, butne przemieszczenia w z(a)łamaniu przedramienia, które opiera się o. Każda ulica kończy się wodą. Wpada mi w oko, prędzej woda, jaka szkoda, nigdy nie wchodzi się dwa razy w te same
granice.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz