Spięłam włosy brzmieniem głosu, który nie sposób zapamiętać. Zapomniałam rozkład rąk, i opadanie. Mam mieszkanie z widokiem na zamęt, na zmierzch i brak. Bez przerw i krawędzi buduję ulice zaginając konsekwentnie rogi. W zamęcie zgubiłam zapach, nie czas płakać, łzy zostawiłam w kieszeni, uprzednio pokruszonej, zakurzonej i zszytej. Zachwytem zaczerniam rzęsy i zeszyty. Choć niebieskie. Jeszcze jestem, choć wpadam ostatnio w bladą zieleń.
Nie(wiele) wiem.
świetne zdjęcia, bardzo delikatne. zakochałam się w całym blogu ;)
OdpowiedzUsuńDroga M., nieopisanie mi miło. Spokojnych i bezbolesnych zakochań w trakcie trwania kadrów.
OdpowiedzUsuń