Wróciłam, spomiędzy zieleni, która milczy i pachnie, wróciłam, gubiąc znaki, spomiędzy drzew, które właśnie śnią, które uwiędły, nim zdążyły zakwitnąć. Wróciłam z nocy, która zapadła dniem w sen, zbiegłam ze schodów chłodu, ucisku w klatce rozgorączkowanych żeber, wystygłych truskawek i właściwie
sama
nie wiem
dokąd.
Tam, skąd przychodzę, migotają przedsionki stanów, co jednoczą
nieprzejednane
się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz