piątek, 31 maja 2013

L' éclatement.




Chłodną wodą, delikatnie jak konwalie spadać w dół, staczać się, usychać, więdnąć, ginąć i gnić, starać się i stracić po kolei bilet kolejowy, a z nim wszystkie rozmowy i pou(k)rywane w szufladach zmysły, z zamysłem rozścielone na kwietnej pościeli, wszystkie, od niedzieli
otwartej jak rana, jak poranek rozdzierający noc krzykiem zaszyfrowanym wachlarzem obcych języków,
z których układam zdania, gdy brakuje własnego
miejsca.
Ocalałam, a teraz bez boli. Bezsercem scalam się i śnię, skaczę w przepaście, gdzie planuję zapuścić korzenie, przeczekać oddech, po stokroć bardziej pośpieszny niż pociąg do
zobaczenia.

2 komentarze:

  1. tak bardzo uwielbiam Twoją osobę, wszystkie zdjęcia z Tobą w roli głównej, ale nie wiedziałam, że potrafisz tak przepięknie pisać.
    tak bardzo żałuję, że dopiero teraz natrafiłam na blog...

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga O., [jak pięknie, jak cicho patrzysz....] dziękuję za zdecydowanie zbyt obfitą garść ciepłych słów... cieszę się, że dotarłaś, ależ nie straciłaś nic, absolutnie. Wracaj.

    OdpowiedzUsuń