Retrospekcje znaczne, wnikliwe i uważne, październikowe, rachitycznością deszczu, który nieistnieniem osuszył krople łez i dywany liści. Się przyśni, się ziści; coraz bliżej ujścia rzek o niespokojnym, niespójnym (prze)biegu, coraz odleglej trzepot ptasich skrzydeł-nikną. Milkną chaotycznie uliczne latarnie wstążką światła zaplątane w drżące gałęzie.
Marznące dłonie, wietrzny chłód, na wschód, o południu, w pół do zimy, czynimy z M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz