czwartek, 22 grudnia 2011

La serrure.

Wyletniałam tej zimy, wylatując spomiędzy spiętrzeń, co do wnętrza przeniknęły, do wnętrz w liliach i bzie. W ulice niepewne, zawstydzone jeszcze pierwszym śniegiem, pierwszą łzą, która skrzepła, niczym krew pod naskórkiem, z perspektyw bezpiecznych, nieubłaganie okiennych, przyglądam się mgle, ujemną temperaturę przechowuję w kieszeniach płaszcza. Zwłaszcza, iż niedoborem oddycham w granicach bezpiecznie ludnych miast.
Przyprowadzana, do porządku, za rękę, niejednym stukotem, każdym dźwiękiem, obiecaną opowieścią o drogim M.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam nadzieję że ujrzysz je niedługo.
    mam nadzieję że ujrzę je niedługo.
    będę blisko niego niebawem, oby najbliżej.

    OdpowiedzUsuń
  3. to pierwsze jest wspaniałe. czuję, że tam jestem.

    OdpowiedzUsuń
  4. K., przywieź mi proszę to morze, to nasze, tak bliskie... czekam Cię, każdym dniem, wypatruję.
    M., dziękuję po stokroć..w imieniu morza, osiadających na piasku słońc, i własnym, stęsknionym lata, choć obdarzanym tak ogromną ilością ciepła ostatnimi czasy... także za Twą przyczyną... :*

    OdpowiedzUsuń