czwartek, 22 lutego 2018

Par mégarde.


Sygnał, syg/natura. Gdyby rzeczywiście istniało
takie lustro, którym chciałabym się zająć
jak od płomienia. Nie mam nic, ani pół słowa w zamkniętych na klucze mew ustach. Czasem śpiewam, częściej tłucze mnie melodia zza sąsiedniej ściany. Wyburzamy? Młotki najgorliwiej pracują nad ranem, później same się odwożą pod (do)wolne adresy. Jest niebiesko, czasem sino, odrobinę szaro. Nie pamiętam, jakiego koloru zostawiłam oczy zmrużone w południowym słońcu. Tutaj nie potrzebuję ran ani źre/nic, brak światła sprawia, że byłabym w stanie grać w siatkówkę, a vista. Przysta(wia)ją mi do skroni trój/kąty pistoletów, let it go, lekko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz