wtorek, 31 października 2017

Dinamarca.



W (u)lotn(icz)ej telefonicznej (pe)r( s)eparacji, zawieszeniu na zgięciu taśmy izolacyjnej, oddycham wciąż nie/swojo, wijąc e(k)lekt(r)yczne gniazdo w kącie pokoju gdy odbierasz telefon w samolotowym trybie, świecąc prosto w oczy po(d)ręczną latarką; mam ciężką rękę gdy odpisuję ze środka snu, zbiegając po schodach na rozświetlony jesienią chodnik(t). Nic dwa razy, a już min/ust pięć, mnóstwo słów, które trafiają w punkt światła w parku, wśród liści i kłód położonych lekką ręką wzdłuż ławek. Z morza zabawek po/zo/staje mi jedynie drewno stołu, pod którym nie trzymamy się już za ręce, na/m/nie wolno, ławka przystanku, coraz szybciej zakręcamy w stronę ostatnich oceanów. Są wyspy, a-to-le piej przeczekać, jest występny, wysokopienny wysyp pomysłów. W drogę.

2 komentarze: