sobota, 12 sierpnia 2017

Ceilidh.




Do zobaczenia została nam kosm/etyczna zmiana linii, z jasnoniebieskiej na ciemnozieloną, drobnozmieloną kawą niemiło(siernie) rozpuszczoną w odchudzonym mleku. Lekkie (z)bieg.anie schodami w dół, keep right równo-ważę wymijając(o), z lewej. Spieszę się, od początku do swoich pięciu (minut odchodzenia od) zmy/słów, ruchome (schody) sześć i pół do terminala 4 i 1, 2, 3. M(oj)a-tematyka: za pięć dwunasta, porwana przez wiatr, w dodatku, powrot(n)y; kuchennymi drzwiami, bocznym wejściem, zepsutym zamkiem, opuszczoną przestrzenią od okna do ramion.  Z głębi wpół złapanej na otwarciu walizki, ja(k)sięga wzrok w szeregu interpunkcyjnych znaków, punktualnie za/
wróciłam pod czerwoną maskę ro/zmów(,) milczenia.
Plastikowe szyby szyb ulatujące pod naporem dźwięku, dziesięciu tonów, w których tonę, kiedy mówisz do mnie, zabierasz (wy)głos, szept.aż ideo/graficz.nie, rozumiem nic. Zdrapuję resztki znaczeń z przedniej szyby, przemoczona do ostatnich nóg, zaczytana od deski rozdzielczej do tej kwatery okna, która nie przestaje mrugać. Za okna.mi/ja odłamki, drobne resztki ciszy rozkruszane w palcach, rozcierane na zmęczonej skórze szerokich foteli; (jak) na dłoni widać, co zostało z deszczu pod płaszczykiem (la.ta). Wciśnięta w kąt jesień rozprostuje kości i języki,
ro-zwiąże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz