sobota, 24 czerwca 2017

Kajnikaj.



Skończyły się żarty, zaczęło się lato, które wpuszcza w kratę okna trochę światła. Jest i cień (je/sieni), uciska najdłuższe żebra, łamie mosty i kruszy korony. Niełatwa to lekcja, przedziwna ko/relacja, test z nieistnienia, z zaciskania pięści w ściszonych zupełnie kieszeniach. Słońce zdradza m(n)i(e) (z) milczeniem, że to już czas, najwyższy, na to, by za.padły zmrokiem ostateczne decyzje. Więc idę, znów wyjmuję z rzęs resztki powietrza, niechcący trącam siatkówkę, w końcu odklejam
się od balustrady na stacji South Kensington.
Enfin. L'enfant terrible. W końcu. Ten głos, Wielogłos odbija się echem, na pociechę, na łzy sypiące się bezradnie w ławki. Takie zagadki, takie drobne przenikanie obcych tkanin i własnych tkanek w szwy podróży,

więc (po)wiedz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz