sobota, 13 maja 2017

Blank(i).


Tramwaje, w których  odstaję swoje w cudzych wypukłych, wypłukanych w płynie do zobaczenia płaszczyk,ach, drugi wagon strzyka mnie w kościach, w zatrzaskach, potrzasku, wrzasku, tam gdzie wieje po nog, ach (w)półotwarte okna, półprzymknięte po/wieki, przywodzi na myśl po(d)wodzie, lawiny słów, zmy/słowa biegnące wzdłuż warg, bez biletu, nielekko potykam się o postinterpunkcyjne znaki, zas(y)pane w twoich kieszeniach. Nie mam drobnych, nie mam astronomicznych sum słów. Mam kilka kluczy, szeleszcząch na dnie płaszcza nasączonego wiosną, przesiąkniętego dymem zimy. Sponad mgły widzimy tylko korony. Zębów, drzew. Śpiew ptasi zawisł na gałęzi, na uwięzi chwili. Łączę słowa w niedobrane pary. Znowu słowa, wyłowione z jezior, wokół (is)kry. It is, indeed, it exists. Angielszczyzna syczy, a polszczyzna szczególnie dziś gładka i miękka.
Przysięga(m).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz