piątek, 5 sierpnia 2016

.calmement


Kolejny tydzień za dn(i)em osadza się na rzece cienka łuna, a u nas powiewają kolorowe fla.gi ną spadające gwiazdy, wiją gniazda szczekające wartko ptaki, tuż za szybą.
Z pierwszego piętra zbiegam szybko. Następnie drugie, perła w najjaśniejszej koronie drzew. 
Śpiewam, znam na pamięć drogę do domu i sposób, w jaki należy pchnąć drzwi tuż przed przekręceniem klucza w zamku; to nie jedyny zgrzyt w zamknięciu dło.nic nie obiecuję. Trochę utknęliśmy, między odkurzaczem, a samoobsługową kasą, a bramkami bezpieczeństwa, a windą, która zna tylko jedno piętro i nieustannie porusza się w górę rzeki, rzekłabym, niebezpiecznie blisko spalonego mostu.
Niejedna data ważności już wygasła, produkt nie nada się do (spo)życia, a mnie łamie tłum(aczenie), tu mam sto powodów, by przekraczać granice i tylko jeden dowód z paskudnym zdjęciem - z krzyża
bije światło, a lędźwie bolą, trzeszczą ciężkie, jasne naczynia.
Dłonie mam całe we krwi i w kawie, pełne robotów i ich bajek, między nami spaceruje Lem i Gombrowicz, istny Kosmos, mleczne drogi, z których nie ma już ucieczki w bok.
Tęsknię za zapachami, które zostawiłam po drugiej stronie. Nie stronię od nowych, od obco brzmiących i przyjaźnie uśmiechniętych. Wraca do mnie stres, nie najdłuższą drogą; słono płacę za pracę, która nie ma nic wspólnego z wynagrodzeniem; nawet z nagrodą pocieszenia.
Smutno. Czasami w tym prześwicie między zasłoną, a zgaszonym światłem, w tym ułamku chwili przed zaśnięciem, nie mogę opanować łez, płaczę do środka, śpię z suszarką pod głową; ciężkie kryształy kruszą głos, spadają na ramiona porozcinane cienko skórą, płytko
śpię. Nastawiam alarm by go przed czasem wyłączyć.
Ta(k) cierpliwa jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz