niedziela, 6 marca 2016

.classé



Nikt jej nigdy nie zmuszał, więc trwa, uporczywie drąży drżącymi rzęsami prosto w płytkie wyrwy w dłoniach. Chłonie(ch) wiosnę coraz chłodniej. Dni wydłużyły już rzęsy, a czas upływa w światło. Łatwo powiedzieć. Czas multiplikuje, a ja aplikuję go podskórnie, dożylnie dążę na południe, nocami zapalam się od niebieskiego światła, które chowa żyły. Na jaw(ie) wyciągam u-mar(z)łez miasto, za wielką wodą braku budowanych mostów, które rozrastają się w sieć brukowanych ulic, agresywnie asfaltowanych dróg, fałszowanych (po)szlak(ów), wysypek, blizn wysp, Beskidu niskich lotów.

Otwieram wszystkie okna, w dłoniach chowam powietrze.
Deklinuję i zaklinam już w sukience, choć
marznę jeszcze
w swe
trę łuk nad brwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz