poniedziałek, 3 lutego 2014

Le rhizome.

Potykam się, a potyczki tchną nietaktem. Zatem, wepchnięta między id, a ego, ergonomicznie stygnę. Kruszy się zakurzona krzywa wieża Eiffle'a, schnie kawą, wąsko i skocz-nie, a czas traw.i-skrzy, skrzyżowanie niebowstąpień, nie wątpię w sobie chowam w kieszenie kwitnę i wytnę i po-trafię, -zbieram się z podłóg i dróg, na drugi brzeg i róg dywanu od strony Zachodu, który dziko gnije. Zmierzch. Ziemie niczyje palą stop cyn ku niebu, miastu i świa-tu, tak, tutaj śnię, śmiem zapaść na najbardziej błahe dolegliwości, od uległości po mdłości brzemienne w smutkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz