poniedziałek, 24 lutego 2014

Ici.



Odchodzę od (zmy)słów tak, jak się zostaje przy stole, kiedy późno już; kiedy się boję, (samot)nie tnę, (powrot)nie opóźniam, wciąż stoję i wpada we mnie światło, które powinnam rozproszyć, rozpuścić jak włosy, rozwiązać jak język, obcy, osamotniony. Lustro wody nigdy jeszcze nie stanowiło przeszkody, która łamie w kościach serca, z przemieszczeniem napsutej krwi relacji między dwoma wojewódzkimi miastami, pona.d.nami łatwo jak w masło nóż, z-nów, późno już, prawdopodobnie zostanę, czekaniem wybrakowałam ścianę i zawsze patrzę na schody, o stopniach ujem,nie, dziękuję, ledwie wróciłam a czuję korzenie zapuszczone im dalej w las, nam więcej drzew, które urastają do rangi sedna sprawy, dla zabawy, względnie, dla zbawienia,
do powiedzenia tyle, co do zobaczenia, wszak kto widział, ten wie.sza.rości
prawo, wciąż nie rozróżniam kierunków, jedynie Północ-Południe. Złudnie, złowieszczo i szczodrze. Znów mi-nie-dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz