sobota, 23 listopada 2013

Le Danube.

Belki k(łamią)lamrą tęsknoty spięte ciasno, włosy, sypnięte znów wprost w poddany restauracji, choć kawiarniany blat o zapachu szukania słów, cynamonu i ciszy po drugiej stronie szyby, bełkotanie, puste pół(ki), koty, belkowanie zaprowadzane pod porządki, podporządkowaną ulicą za-znać, za-wrócić w pasmo światła i schodów, zmieniać role jak rękawiczki, uchylać role-tykanie krat. Nik(t )nie poznał tych nitek, których splotem płonę, które błądzące wywlekam z szaf na nocne światło żył. Umiera, udrapowany draśnięty tymczasowo koniec, niecna niecka tkliwie wrośnięta pod palce w adres i dno. Taka noc, której wówczas zabrakło, takie światło, które zawsze śni.

Niecoforte oddychasz, strasz-(m)nie bardzo głośno odchodzisz od z.my(ch)słów, niebawem spadniesz
niczym
śni
eg.o

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz